Rajd Andrzejkowy 2023
W ostatnią sobotę listopada zorganizowany został Rajd Andrzejkowy. Wzięło w nim udział ponad 70 uczestników z okolic Zawadzkiego, Kolonowskiego i Strzelec Op. Mimo zimnej pogody na starcie wszyscy stawili się uśmiechnięci i gotowi do trasy. Grupa piesza z nieodłącznymi kijkami, a rowerzyści oczywiście z rowerami.
Trasa rowerowa rajdu do końca stała pod znakiem zapytania, prognozy pogody zapowiadały deszcz i rozważano wariant, by w takim przypadku rowerzyści dołączyli do kijków i wtedy cały rajd byłby pieszy. Ostatecznie jednak warunki okazały się na tyle dobre, że wszyscy ruszyli swoimi trasami.
Rajdowcy zebrali się obok kina rankiem o 9-tej godzinie. Po krótkim wprowadzeniu grupa podzieliła się na kijkową i rowerową, po czym obie ruszyły swoimi trasami.
Grupa kijkowa skierowała się w stronę nadleśnictwa, a później przeszła na drugą stronę w kierunku zamku Kąty. Piękna trasa od przejazdu kolejowego do DPS-u zrobiła na piechurach duże wrażenie. Niby wszyscy ją znają, niby nie raz ją przemierzali, ale za każdym razem, gdy odwiedza się ją jeszcze raz, na nowo odkrywa się jej urok i niepowtarzalny klimat. Tak było i tym razem. Choć temperatura oscylowała wokół zera, to wśród uczestników rajdu wcale nie było tego czuć, tu temperatura była o wiele wyższa. W ten sposób, z uśmiechami na twarzach i z czerwonymi policzkami piechurzy dotarli do zamku. Tutaj oczywiście obowiązkowa fotografia jako "dowód" dokonań i niespodziewana decyzja: "idziemy obejrzeć mostek". Ten położony w pobliżu urokliwy mostek na Małej Panwi jest jednym z najpiękniejszych miejsc w okolicy i przez cały rok ściąga spacerowiczów i turystów. Nasza grupa kijkowa nie omieszkała nie wykorzystać takiej okazji i po chwili rozkoszowała się malowniczą konstrukcją rozpiętą nad przepływającą pod nim rzeką.
Droga powrotna wiodła po drugiej stronie Małej Panwi, wzdłuż dębowej alei. To także jedno z osobliwych miejsc w okolicy, gdzie można podziwiać stare dęby szypułkowe. Tworzą one niepowtarzalną atmosferę, gdy wchodzi się między nie jakby zanurza się w inny świat, ogrom niektórych z nich wydaje się niepojęty, a stając obok nich dostrzega się swoją małość i kruchość. Niektóre z nich mają ponad 300 lat, niektóre leżą już zwalone i porastają mchami, to jakby bajka i masz wrażenie, że zza niektórych co rusz przemykają krasnoludki, migają na chwilę i znikają, i w końcu sam już nie wiesz, czy ci się tylko wydaje, czy to prawda.
Dalsza trasa wiodła wzdłuż nasypu do mostu kolejowego i była to kolejna niezapowiedziana atrakcja rajdu. Most kolejowy widać i od strony Zawadzkiego i z drugiej strony, z leśnej drogi, nie da się jednak trafić nań przy okazji, nie wiedzie tam żadna droga, żadna ścieżka. Nasza dzielna grupa rajdowa zdecydowała się na wariant na przełaj i wcale tego nie pożałowała. Wielu uczestników jeszcze nigdy w tym miejscu nie było, ale warto było. Samo dojście obok nasypu okazało się bardzo emocjonujące, ale w żaden sposób nie mogło się równać z samym przejściem mostu. Wiązało się to z koniecznością sforsowania stromego i wysokiego nasypu kolejowego, później trzeba było przejść mostem, a na koniec zejść z nasypu po drugiej stronie. W dole szumiała dość ożywiona w tym miejscu Mała Panew. Most kolejowy był ostatnią "przeszkodą" na trasie kijkowców. Niedługo po jego przejściu grupa wróciła do Zawadzkiego i zameldowała się na mecie w karczmie Stodoła.
Grupa rowerowa ruszyła w przeciwną stronę, w kierunku Świerkli. Tam przejechała, a jakże, przez most i wturlała się do lasu. Leśne ścieżki poprowadziły ją w kierunku Żędowic, skąd rowerzyści po chwili przerwy ruszyli Drogą Jakubową w stronę Kośmider. Po drodze minęli starą granicę polsko-niemiecką i tym samym możemy powiedzieć, że była to wycieczka zagraniczna. W trakcie jazdy zaczęło prószyć śniegiem, ale nie wystraszyło to naszych rajdowców, którzy ciągle powtarzali, że "dobrze, że nie pada". Śnieg zresztą i tak wkrótce przestał padać zostawiając po sobie delikatną białą pierzynkę na leśnym poszyciu.
Wkrótce grupa rowerowa dotarła do celu, którym tym razem był Okrągły Staw. To ładny i malowniczy staw poprzecinany kilkoma groblami i przeorany w środku byłym rowem przeciwpancernym, pamiętającym jeszcze czasy wojny. Położony w środku między Żędowicami, Kośmidrami i Lublińcem jest cichym miejscem, do którego mało kiedy ktoś zagląda, jest tu więc cicho i spokojnie. Nasza grupa trochę ten spokój zakłóciła, ale niedużo, zwierzątka chyba nam nie będą miały tego za złe. Porobiliśmy pamiątkowe zdjęcia, Tomek znalazł nawet kilka oszronionych grzybów, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną.
W drodze powrotnej przez chwilę zza chmur wyjrzało nawet słoneczko i wszystko od razu stało się jaśniejsze. Szybko dotarliśmy do Żędowic i obok młynu Thiela dotarliśmy do pozostałości starej huty w Żędowicach. Huta ta zlokalizowana była obok Żędowickiego Stawu przy ul.Stawowej, a jej resztki widać przejeżdżając obok, ale trzeba wiedzieć, że tam są. Jest to najstarsza huta w okolicy, która zapoczątkowała rozwój hutnictwa w rejonie. Powstała w 1752 roku i wyposażona była w dwie dymarki, a później również i młot do przekuwania żelaza. W 1777 roku kuźnica w Żędowicach została zniszczona przez bardzo silny orkan. W roku 1780 postawiono w miejscu zniszczonego młota i dymarek dwa wielki piece opalane węglem drzewnym i dwie fryszerki. W 1800 roku wybudowano kruszarkę żużla. W 1830 roku wybudowano walcarkę prętów, walcarkę grubą i drobną, nową kuźnię i tokarnię oraz nowe piece pudlarskie. Piece fryszerskie wygaszono w 1837 roku, a na ich miejsce wybudowano walcownię blach, która otrzymywała napęd od metalowego koła wodnego. W 1838 roku zmodernizowano wielki piec oraz zabudowano nowoczesną maszynę parową. W 1847 roku dokonano modernizacji młota, który otrzymał napęd parowy. W 1906 roku huta została sprzedana Górnośląskiej Spółce Akcyjnej Huty Cynku, a w 1907 roku uległa likwidacji.
Dziś w miejscu starej huty pozostały tylko kawałki ceglanych murów i piękne miejsce obok na przystanek historyczno-krajoznawczy, w miejscu tym nie ma nawet tabliczki upamiętniającej hutę, a setki mieszkańców i turystów mijają je obok nie mając pojęcia, że tu tworzyła się historia Żędowic i Zawadzkiego, mimo iż jest to miejsce niemal w centrum Żędowic. Nasza grupa jako jedna z nielicznych zatrzymała się, po czym po obejrzeniu "huty" ruszyła dalej. Przejechaliśmy przez masakrycznie rozkopany żędowicki rynek, a później obok kościoła NMB i łąkami wróciliśmy do Zawadzkiego.
W Stodole na obie grupy czekała ekipa ze Strzelec, która tym razem dotarła do Zawadzkiego samochodami, smaczny obiad, chwila przy kawie i ciastku oraz czas na podsumowanie rajdu. OZ/PTTK Zawadzkie ufundował drobne nagrody, które dla uczestników wylosował prezes, Alfred Feliks.