Zakopane 2017
Spis treści
Zakopane to zawsze wyprawa wyjątkowa. Wiele jest w Polsce zakątków, wiele cudownych miejsc, wiele wspaniałych krajobrazów, lecz nawet dla koneserów gór, miejsce obok Zakopanego stanowi klasę samą w sobie.
Tatry, najwyższe z polskich gór, chyba na zawsze przyciągać będą fascynatów wspinaczek, odpoczynku, którego inni zrozumieć nawet nie będą mogli. Ten fizyczny wysiłek, bez celu jakoby, bo cóż to za cel wspiąć się na szczyt, z którego i tak potem trzeba zejść, a i nawet pogoda okazać się może chmurowata, deszczowa, że na wierzchołku końca ręki swej trudno dostrzec, cóż więc za satysfakcja może duszę ogarniać, by pchać się w wątpliwe przedsięwzięcie, a z dołu też przecież krajobrazy podziwiać można? Niby tak, ale wystarczy spojrzeć na ludzi schodzących ze szczytu, przepełnionych radością, dumą i wewnętrzną siłą. Gotowych jutro znów się wspinać, gotowych zdobywać kolejne szczyty, i jeszcze raz, i jeszcze raz.
Góry to magia. Góry to miejsce, w którym człowiek zaczyna odnajdywać swoje miejsce, gdzie zaczyna oddychać naturą i dostrzegać swoją małość. Góry to cudowna terapia na ustawienie swojego jestestwa w świecie. Uczą pokory wobec natury, szacunku do przyrody i jak nic na świecie pozwalają odczuć nie tyle obecność, co bliskość Boga. To może dlatego nasza nieobecność na niedzielnej mszy jest jakby usprawiedliwiona, bo spotkaliśmy Go tam w górze, w deszczu, chmurach i tajemniczości.
A Tatry stanowią jakby nigdy nie dokończone dopełnienie tej magii. Ich ogrom kładzie na kolana każdego, kto spojrzy na nie spod Wielkiej Krokwii, kto spróbuje podejścia na Nosal, Sarnią Skałkę czy Gubałówkę. To działa jak narkotyk, kto raz tu zawita, będzie chciał już zawsze wrócić jeszcze raz, bo jeszcze tu, bo jeszcze tam, bo tym razem pogoda nie dopisała, bo wreszcie by powrócić znów do historii, do przeszłości, dopełnić, poprawić, obejrzeć jeszcze raz.
Tym razem nasza eskapada trwała cztery dni. Tuż po przyjeździe, po szybkim rozgoszczeniu się w hotelu, kilka grup wyruszyło na samodzielne zdobywanie Tatr. To miała być rozgrzewka, pierwszy dzień, niejako "dzień dobry" powiedziane górom, zaczątek na kolejne dni. Pogoda wydawała się wyśmienita, Ranem podczas jazdy autobusem przecież padało, ciężkie chmury wisiały nad horyzontem i zdawały się gasić w nas zapał i ducha. W miarę jednak dojeżdżania do Zakopanego słońce zaczęło przebijać się przez deszczowe kłęby i gdy byliśmy na miejscu, oczom naszym ukazała się wspaniała panorama Giewontu, najbardziej charakterystycznego elementu zakopiańskiego pejzażu. To pewnie podziałało. Spora grupa nie czekała długo, tylko zrzuciła bagaże w pokojach i ruszyła na podboje. Pecha mieli niektórzy, co musieli czekać na zwolnienie pokoi po poprzednich turystach i z nie własnej woli przesiedzieli kilka godzin na bagażach, a potem... potem to już za późno było, by gdziekolwiek się w góry wybierać.