Zakopane 2017 - Słowacja
Spis treści
W poniedziałek ekipa na Rysy wstaje wcześnie rano i jedzie na Słowację zdobywać Rysy. Pozostali pakują się po śniadaniu do autobusa i jedziemy do Strbskego Plesa. Prawie dwie godziny autobusem. Objeżdżamy całe Tatry dookoła, a po drodze mijamy Gerlach, najwyższą górę Tatr i Karpat. 2655 m n.p.m. Widać ją w pełnej okazałości, z charakterystycznym kotłem w środku. Zupełnie, jakby ktoś ją wybrał gigantyczną koparką. W duszach coniektórych rodzi się w tym momencie postanowienie: tam tez muszę wejść.
W Strbskim Pleso wysiadamy z autobusu, który jedzie w inne miejsce i tam na nas czeka. My rozpoczynamy wędrówkę. Tym razem z przewodniczką, która z pasją opowiada nam o trasie, Tatrach, góralach, swoich doświadczeniach. Wykazuje się niesamowitą znajomością topografii Tatr, sprawnością fizyczną i talentem opowiadania. Obchodzimy dokoła Strbske Pleso i podążamy na północ w kierunku Popradskego Plesa. Po drodze mijamy skocznię narciarską, wspinamy się na wysokość ponad 1500m, by na końcu zejść do schroniska położonego nad Popradzkim Stawem. Tam robimy przerwę na posiłek, po czym wyruszamy żółtym szlakiem na Symboliczny Cmentarz Ofiar Gór. Miejsce dość niesamowite i dające do myślenia. Kilkadziesiąt, a może i kilkaset tablic przytwierdzonych do okolicznych skał upamiętniających ofiary gór, jako niemal żywe tarcze umarłym ku pamięci, a żywym ku przestrodze. Potem zejście na parking, gdzie spotykamy grupę wracającą z Rysów. Schodzimy się w tym samym mniej więcej czasie, wsiadamy do autobusu i wracamy do Zakopanego.
W tym samym czasie kilkoro uczestników decyduje się na Giewont. Na Rysy mimo wcześniejszych chęci nie idą, z różnych powodów, odkrywają natomiast, że ten flagowy wręcz szczyt, niemal symbol Zakopanego od dłuższego już czasu pozostaje nietknięty. Podczas gdy więc większość ogląda Tatry słowackie, oni wyruszają na Giewont. Zdobycie tego malowniczego szczytu zajmuje okołu sześciu godzin, trasa w sam raz na cały dzień. Przy okazji można obejrzeć nowe łańcuchy na zmienionym podejściu pod wierzchołkiem, stanąć pod gigantycznym krzyżem, którego wielkość tak naprawdę docenić można dopiero stając koło niego, no i ta niezmienna satysfakcja z postawienia stopy na szczycie.