Zakopane 2017 - Do Doliny Pięciu Stawów

włącz .

Spis treści

A ten zapowiada się interesująco. Kozi Wierch, jeden z dwutysięczników rozpala wyobraźnię. Mamy wcześniej wstać, by mieć więcej czasu. Przeraża trochę wizja potwornie długiego dojazdu, bo piechotą nie da rady, do Palenicy Białczańskiej. Miejscowi górale idealnie wyczuli sytuację i za 10 dudktów dojechać tam można z każdego wręcz miejsca i o każdym czasie. A jakby trzeba było, to proszę tylko zadzwonić na numer, jak będzie 9 chętnych, to busik podjedzie. Za dutki można w Zakopanem kupić wszystko. I choć wielu rzeczy gdzie indziej kupić się nie da, i choć wiele rzeczy jest warte swojej ceny, to komercja i dudki trochę zabiły magię Zakopanego i jego tradycję. Choć z drugiej strony otworzyły nowe możliwości i nowe perspektywy. Śniadanie jemy o ósmej. Miało być pół godziny wcześniej, ale coś nie wyszło i o tyle jesteśmy w plecy. Niektórzy mają z tego tytułu poważnego doła. W końcu jednak ruszamy. W dość licznym gronie. Nie wszyscy planują wejście na Kozi Wierch. Niektórzy kończą wędrówkę na Schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Wsiadamy do busika. Kierowca miły i uprzejmy, rozwesela nas podczas jazdy góralskim żargonem, w końcu dowozi do Palenicy.

Siklawa
Siklawa

Wysiadamy i drepczemy asfaltem w kierunku Wodogrzmotów Mickiewicza. Ten asfalt to zmora dla nóg. Góry tak nie męczą, jak ten wredny asfalt. Owszem, można podjechać furmanką z błyszczącym koniem, ale to kosztuje. 70 dudtków. Są tacy, którzy się decydują. Nie wśród nas. My idziemy z buta. Po drodze mijamy widok na Gerlach, najwyższy szczyt w Tatrach, ale mało kto go zauważa. Nie tylko Gerlach, ale i miejsce, z którego go widać. Od Wodogrzmotów zaczyna się wspinaczka. Znaki wskazują ponad 2 godziny do Doliny Pięciu Stawów, robimy grupowe zdjęcie i ruszamy. Płuca od razu dostają w kość, uda wskakują w drugi tryb i wspinamy się. Nie jest najgorzej. Przepływająca Doliną Roztoki Roztoka zauracza czystością swoich wód. Po drodze "dowiadujemy" się, że Roztoka to jeden z ulubionych terytoriów tatrzańskich misiów i jak wraz przed oczy przychodzi wspomnienie zeszłorocznego spotkania z misiem pod Rysami. Po ponad godzinie marszu rozciągnięta grupka zatrzymuje się na rozdrożu zielonego i czarnego szlaku. Część kieruje się czarnym, ku schronisku, to ci, co nie wchodzą na Kozi Wierch. Niektórzy nie wiedzą, jakie podejście ich czeka. Pozostali idą prosto, w kierunku Siklawy. Pogoda jest niewyraźna. W górnych partiach gór chmury, szczyty przesłonięte, wejście na szczyt wątpliwe. Póki co, idziemy. Zdajemy sobie sprawę, że to nie my tu jesteśmy gospodarzami, że zdani jesteśmy na łaskę natury. Jeśli nam pozwoli, wejdziemy. Podchodzimy pod Siklawę. Wrażenie niesamowite. Już wiemy, że warto było. Choćby zaraz miało lunąć i choćby zaraz mieliśmy zawrócić, już wiemy, że było warto. A natura ciągle daje nam nadzieję. I jeśli nie do końca zielone światło, to pomarańczowe migające z pomarańczowym ciągłym na dole. Kolejarze wiedzą, w czym rzecz. Wchodzimy obok Siklawy i naszym oczom ukazuje się Wielki Staw. Dolina Pięciu Stawów stoi otworem w całej swej okazałości. Po lewej stronie zbocza Szpiglasowego Wierchu, a po prawej powoli wyłania się Kozi Wierch. W lewo można jeszcze zawrócić do schroniska. To można zrobić zawsze. Mamy 1685 m n.p.m. To wyżej niż Śnieżka, a wydaje się, że to ledwie początek. Od momentu, jak Dolina Roztoki została za przełęczą, to Wielki Staw wydaje się wyznaczać poziom odniesienia.  Idziemy niebieskim szlakiem w kierunku Zawratu i dochodzimy do miejsca, gdzie czarny szlak odbija już na sam szczyt Koziego Wierchu.

Reklama